Część II: Sylwetka i majętności Hugo Wattmana

W 1936 roku majętności barona zajmowały około 10000 ha, w tym 8500 ha lasu, 1200 ha użytków rolnych i 300 ha sztucznie wykopanych stawów. Kilka lat wcześniej wydzielono z całości folwark Niemstów o powierzchni 2876 ha, który otrzymała w posagu jego córka. Włości barona Wattmana były bardzo rozległe. Rozciągały się od Nowego Dzikowa po Narol, od Gorajca po Hutę Różaniecką. W Rudzie Różanieckiej baron miał swój tartak, mleczarnie, serownie, gorzelnie, terpentyniarnie elektrownię, a w Sokalu młyn.

Mapa Rudy Różanieckiej za czasów Wattmana. Na czerwono zaznaczona kolejka torowa z folwarku Jezioro na stawy ,,Sopilne” (na mapie prawdopodobnie w tym czasie stawy zamieniono w pola uprawne czym charakteryzowała się polityka rolna Wattmana. Widoczne zaznaczenie gorzelni i folwarku Jezioro, T-tartak.

Baron był postacią barwną. Ten dość tęgi, wysoki Austriak o żywym temperamencie, krótko ostrzyżonych zawsze włosach i wąsikach, niemal każdego dorosłego mieszkańca Rudy Różanieckiej znał po imieniu. Brało się to stąd, że niemalże cała wieś była u niego na garnuszku. Żadna rodzina nie mogłaby egzystować bez jego wsparcia. On w swoich dobrach, zakładach dawał pracę i możliwość zarobku. Był towarzyski i bezpośredni w kontaktach. Na weselach, a szczególnie na dożynkach, za punkt honoru uważał zatańczyć z każdą dziewczyną, a był to wyczyn nie lada.

Gdy obchodził 60-te urodziny, to na zorganizowany z tej okazji bal zaprosił całą wieś. Lubił jazdę samochodami. Wprawdzie posiadał swego kierowcę, to jednak jedno z dwóch posiadanych aut sam prowadził. Za kierownicą jeździł do Lwowa, a nawet dość często do Wiednia.

Oprócz samochodów jego wielką miłością były konie. Ubóstwiał jazdę konną i często z niej korzystał. W jego stajniach oprócz 30 koni do prac polowych było 6 do jazdy konnej. Każdy członek rodziny, w tym i baron, posiadał własnego konia. Personel, pamiętając o miłości do koni ich pana, wymyślił niecodzienną formę noworocznych życzeń. Oto z życzeniami do barona do pałacu na pierwsze piętro, gdzie miał gabinet, wprowadzono po schodach konia. Gościom w takich sytuacjach baron fundował kilka butelek wódki.

Jego królestwem były lasy. O ile w miarę tolerancyjnie odnosił się do kradzieży np. plonów z pól, to o tyle był bezwzględny wobec złodziei drewna z lasu. W związku z powyższym sam często kontrolował lasy i był w tym względzie szalenie wymagający do swych służb. Zazwyczaj zawsze chodził ze swym olbrzymim psem ,,Lordem”. Pies był mądry, wytresowany i w czasie polowań wyjątkowo skutecznie łapał kaczki.

Operat gospodarczy Nadleśnictwa Ruda Różaniecka oraz Rewir "Grządka" własność Wattmana

Jak przystało na barona, Wattman był dobrym administratorem i należycie dbał o swoje dobra. O każdej porze dnia można się go było wszędzie spodziewać. To w polu, to w lesie, to nad stawem. Zjawiał się wszędzie tam, gdzie pracowali jego ludzie. Jak wspomniałem, mocno był uczulony na kradzieże. Pewnego razu przyłapał zarządcę, który na swoje konto całą beczkę wódki sprzedał chłopu. Charakterystyczna była wówczas reprymenda barona: ,,Jak ktoś ukradnie guzik to ty meldujesz ,a jak sam ukradłeś futro, to siedzisz cicho! Coś ty zrobił! Tyś mi całe futro zabrał!” Jednak ta kradzież nie zaważyła na losach zarządcy.

Baron miał opinię dobrego pana i zazwyczaj nie karał ludzi poprzez wyrzucanie z pracy. Najczęściej karał nakładając dodatkowe obowiązki. Było to wychowanie przez pracę. Nie ruszył nawet swego kucharza, który w czasie wyborów do rady powiatowej nie zagłosował na barona, ale na reprezentanta chłopów. Baron, gdy mu doniesiono, wpadł w szał: ,,Mój chleb jesz  - krzyczał -Wynocha stąd! Już cię tu nie ma!” Ale wystarczyło wstawiennictwo jego żony za kucharzem i baron zmieniał decyzję. Czasami jego tolerancja wobec złodziejstwa była wręcz zdumiewająca. Oto jeden z gajowych prosił go o buty. Baron odparł: Ty durniu, buty masz pod każdą sosną zakopane!”

Co niedzielę baron z ciotką Ligocką oraz kucharzem Błażejem Ważnym jeździł bryczką na nabożeństwo do Płazowa. W kościele przy ołtarzu baron posiadał swoją ławkę. Porą zimową karocę czy bryczkę zastępowały sanie. Wówczas to do uprzęży przyczepionych było mnóstwo dzwonków. Gdy wóz lub sanie zajeżdżały pod kościół, barona ze wszystkich stron spotykały zbiorowe pokłony. Kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi, nawet stojący z dala, gięli się niemal do ziemi. Baron takimi gestami był bardzo zadowolony. Rewanżował się uśmiechem i machnięciem ręki.

Najbliższe wydarzenia