Miłość w pałacu – Szczęśliwa? Zagadkowa? Tragiczna?

Narzeczeni - Zdzisław i IngeborgaNarzeczeni - Zdzisław i Ingeborga

Mamy dla Was kolejny artykuł z serii „Historia pałacu w Rudzie Różanieckiej”. W dziesiątym odcinku opowiadamy wam o… miłości. Zachęcamy do lektury.

Nie jest ważne, co przydarza Ci się w życiu. Ważne jest, jakie przypisujesz temu znaczenie.
– Robert Kiyosaki

Dzięki współpracy z zastępcą dyrektora Domu Pomocy Społecznej w Rudzie Różanieckiej na naszym portalu możecie poznać historię pałacu w Rudzie RóżanieckiejDzięki współpracy z zastępcą dyrektora Domu Pomocy Społecznej w Rudzie Różanieckiej na naszym portalu możecie poznać historię pałacu w Rudzie Różanieckiej

Z dzisiejszego artykułu Pana Wiesława Łoteckiego pt. „Miłość w pałacu…”, dowiadujemy się o „normalnym życiu” mieszkańców pałacu w Rudzie Różanieckiej. Życie w pałacu toczyło się na dwóch płaszczyznach, pierwsza płaszczyzna to ta oficjalna, rauty, spotkania, przejażdżki konne, polowania, wystawne przyjęcia dla wielu znamienitych gości, gra w tenisa, wydawać by się mogło sielankowe życie. Druga płaszczyzna to ta bardziej „przyziemna”, choroby, śmierć najbliższej osoby, sposób jej przeżywania, pierwsze miłości, rozstania, śluby, narodziny, pogrzeby. Bycie majętnym wcale nie chroni przed różnymi trudnościami w życiu, może w wielu sprawach życie ułatwiać, pomagać, ale jak pokazują opisane dzisiaj historie, są w życiu każdego z nas, bogatego czy mniej zamożnego sytuacje z którymi należy się zmierzyć bez względu na status społeczny. Przy okazji dzisiejszego artykułu chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz, w moim przekonaniu dość istotną tj. dokumentowanie ważnych wydarzeń z naszego życia czy życia naszej rodziny. Bez wątpienia atrakcyjności artykułów o pałacu w Rudzie Różanieckiej dodają zamieszczone zdjęcia. Baron Wattman posiadał nadwornego fotografa, który na zdjęciach dokumentował każde ważne wydarzenie rodzinne czy towarzyskie, które dotyczyły jego rodziny. Stąd dzisiaj możemy zobaczyć na zdjęciach osoby czy zobaczyć uwidocznione miejsca i porównywać je ze stanem obecnym. Opisywanie każdej historii, która jest ubogacona o liczne zdjęcia, jak dzisiejszy artykuł, sprawia że przekaz jest o wiele ciekawszy i budzi większe zainteresowania. Piszę o tym w kontekście dnia dzisiejszego, dzisiaj żeby udokumentować ważne wydarzenia rodzinne, osobiste poza weselem nie musimy zamawiać fotografa, możemy dokonać tego sami, nie potrzebny jest nam nawet aparat fotograficzny, wystarczy średniej klasy telefon komórkowy, który z powodzeniem przejął funkcję  aparatu. To powoduje, że  „pstrykamy” niezliczoną ilość zdjęć, ale czy te zdjęcia posiadają walor ważnego dla nas dokumentu? Pozostawione w telefonie,  w razie jego utraty lub uszkodzenia bezpowrotnie tracimy. Wydaje się być ważne, aby poświęcić temu trochę więcej czasu, aby opisać wydarzenia, osoby na zdjęciu, tak aby stały się ważnym dokumentem dla nas jak i naszych potomnych, wnuków czy prawnuków.  Rodzinna historia rodu Wattmanów ma to szczęście, że po ponad 100 latach jest dokumentowana artykułami Pana Łoteckiego i profesjonalnym drzewem genologicznym Pana Szczerby. Czy historie naszych rodzin są mniej atrakcyjne niż historia rodu barona, zdecydowanie nie, są czasami równie atrakcyjne, a dla nas najważniejsze. Czy istnieje duża szansa, że za przysłowiowe 100 lat, ktoś opisze historię naszego rodu, naszej rodziny, raczej nie. Z tego należy wyciągnąć prosty wniosek, że jeżeli sami nie udokumentujemy czy nie opiszemy historii własnego rodu, nikt za na tego nie zrobi, to my tu i teraz jesteśmy uczestnikami i świadkami naszej własnej historii i to od nas zależy czy zostanie ona zapisana w czyjejś pamięci. Być może ukazujące się artykuły skłonią kogoś do takiego spojrzenia na historię własnej rodziny, być może ktoś podejmie trud opracowania drzewa genealogicznego własnego rodu, rodziny. Przyjemnie i ciekawością czyta się cudze historie, prawdopodobnie Twojej historii nikt nie opisze, jeżeli chcesz aby historia Twoja i Twojej rodziny została dla potomnych to musisz  zrobić  to sam,  „jeżeli nie Ty, to kto, jeżeli nie teraz to kiedy?”


Zapraszamy do lektury:

Miłość w pałacu – Szczęśliwa? Zagadkowa? Tragiczna?
Autor: Wiesław Łotecki

Miłością i wybranką barona Hugo Wattmana była Maria Christina. Córka Julii Leitkep i barona Alfreda Lederer, urodziła się w 1881 roku. Maria była dobrą, powszechnie szanowaną pani. Żywo interesowała się sprawami służby. Sama też codziennie wyznaczała kucharzowi jadłospis na śniadania, obiady i kolacje. Małżeństwo można powiedzieć żyło sobie szczęśliwie.

Dosyć często baron zabierał małżonkę na liczne wycieczki. Również te zagraniczne. Organizował bale. Wtedy też do pałacu zjeżdżali się goście z najdalszych zakątków. Bardzo popularne były bale ,,przebierańców”. Szczęśliwe małżeństwo przerwała choroba, a następnie śmierć baronowej 19 września 1931 roku.

Baron dość szybko otrząsnął się z dramatu. W Wiedniu zapoznał się z wdową, mającą syna, z którą zamierzał się ożenić. Ślubu kościelnego jednak nie mógł uzyskać. Żyli więc - jak się wówczas  mówiło – na wiarę. Do proboszcza w Płazowie, który o to do Barona miał pretensje, miał powiedzieć: - To moja sprawa! Na co ksiądz odrzekł: - Tak Twoja jak i moja!

Jak już wcześniej wspomniałem śmierć baronowej strasznie przeżyły córki: Inga i Hilda. Zamknęły się w sobie. Często w osamotnieniu spacerowały po parku, okolicznych lasach lub też wybierały się na przejażdżki konne.

W trakcie jednej z nich Hilda spadła z konia i złamała rękę. Natychmiast zawieziono ją do szpitala w Przemyślu. Tu zapoznała się z pacjentem, porucznikiem Muszyńskim, który tak jak i ona - też spadł z konia i złamał nogę. Między pacjentami narodziła się przyjaźń, która przerodziła się wkrótce w głębokie uczucie. Chociaż Muszyński był znacznie starszy od swej partnerki i nie należał do urodziwych i jak mówiono we wsi miał ,,pokraczny chód'', Hilda zakochała się w wojskowym. Baronowi nie była na rękę ta znajomość. Marzył o lepszej partii dla swojej córki. Miał dla niej oficera i to w stopniu generała, który wielokrotnie gościł na obiadach w pałacu, ale Hilda nie chciała o nim słyszeć. Należy jeszcze wspomnieć, że Hilda miała kawalera w Paryżu, o nazwisku Kwietniowski, z którym utrzymywała żywą korespondencję. Korespondencja urwała się gdy Hilda zawarła znajomość z porucznikiem. Trudno dociec, co zadecydowało, że 30-letnia panna wyszła za mąż za Muszyńskiego i czym potrafił ją oczarować.

Po szumnym weselu, na które zaproszona została niemal cała wioska, Hilda opuszcza Rudę Różaniecką i zamieszkuje w Rzeszowie, gdzie w garnizonie pełni służbę jej mąż.

Z kolei do Ingusi zaczął samochodem przyjeżdżać elegancki młodzian, syn wielkiego bankowca z Warszawy.

Poznali się na balu. Przystojny, o starannie zawsze ułożonych włosach, szybko podbił serce córki barona. Również i sam Wattman akceptował takiego zięcia z rozległymi koneksjami w stolicy. Zdzisław Avenarius – bo tak się nazywał urodził się w rodzinie Bolesława i Marii z domu Wężyk-Widawska. Był człowiekiem bardzo wykształconym. Ukończył kursy w Wiedniu, Wydział Nauk Politycznych i Społecznych, zaliczył trymestr studiów filologicznych na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie i Lwowskie Wyższe Kursy Ziemiańskie Jerzego Turnaua. Ochotniczo wstąpił do Wojska Polskiego podczas wojny polsko – bolszewickiej. Był członkiem Związku Ziemian Małopolskich we Lwowie i BBWR oraz posłem. Z zawodu był mecenasem.

Młodym wyprawiono huczne wesele. Do kościoła w Płazowie, gdzie odbył się ślub, ciągnęła kawalkada samochodów, bryczek, karoc. Po powrocie do pałacu pana młodego witano chlebem i solą. Gratulacjom i życzeniom nie było końca. Suto zastawiono stoły. Do tańca gościom na przemian przygrywały aż dwie orkiestry. Po weselu młodzi udali się w podróż poślubną po Europie.

W przeciwieństwie do Muszyńskiego Avenarius został w tych stronach. Młodzi w posagu otrzymują folwark w Niemstowie. Niezwłocznie też przystąpiono w tej miejscowości pod lasem do budowy okazałej rezydencji. Pałac już był prawie w stanie Surowym, gdy wybuchła wojna, która przekreśliła  szanse jego wykończenia i zamieszkania w nim. Avenariusa w pałacu w Rudzie Różanieckiej zawsze było ,,pełno”. Niespodziewanie zjawiał się wszędzie, to w kuchni, to w ogrodzie, jadalni, a bryczką w białym kapeluszu, pomagał teściowi dozorować jego włości.

Jak się okazało Inga zaszła w ciążę jeszcze przed zamążpójściem i urodzenie się dziecka kilka miesięcy po ślubie było nie lada sensacją we wsi i okolicy. Na ten temat krążyło mnóstwo plotek. Gdy któraś z dziewcząt znalazła się w podobnej sytuacji i była napastowana  przez rodziców argumentowała: - Jak mogła tak ,,zrobić córka barona, to dlaczego nie mogłam tego zrobić i ja. Bóle porodowe chwyciły ją niespodziewanie i to daleko od pałacu, a powiadomiony telefonicznie lekarz mimo przynagleń wciąż się nie zjawiał. W tej sytuacji z pomocą musiała pośpieszyć babcia Farionka  z Rudy Różanieckiej uchodząca we wsi za ,,akuszerkę''. Tak na świat przyszedł  pierwszy wnuk Barona Wattmana – Ferdynad.

Dodaj komentarz

Pamiętaj o tym, że w internecie nie jesteś anonimowy.

To Ty odpowiadasz, za to, co piszesz – portal w żadnym przypadku nie ponosi odpowiedzialności prawnej za Twoje teksty. Przypominamy, również że dodając komentarz, akceptujesz regulamin forum. Jeśli uważasz, że któryś z komentarzy nie powinien się tu ukazywać zgłoś nam to: redakcja@zlubaczowa.pl.

Ostatnio dodane

Wybory samorządowe 2024

Najbliższe wydarzenia

Na sygnale

ZDJĘCIA

OSTATNIO NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

HOME | REKLAMA | PATRONAT MEDIALNY | | POLITYKA PRYWATNOŚCI | REGULAMIN FORUM| KONTAKTfeed-image RSS

ZLUBACZOWA.PL - informacje Lubaczów, powiat lubaczowski.