Kiedy Porsche wzięło się za budowę Mercedesa

Mercedes… Symbol niezawodności, solidności i jakości. Oczywiście chodzi o W124, który był dla koncernu Mercedes-Benz jednym z najważniejszych projektów w historii. Czy byłby tak udany, gdyby za jego budowę nie wzięło się Porsche? Tak. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Wersja powyżej specjalnej

W124 to samochód-legenda. Produkowany w wielu wersjach, stał się dość szybko jednym z najbardziej ikonicznym pojazdów z fabryk Mercedesa. Jednak szefostwo koncernu potrzebowało czegoś więcej – wersji luksusowej, która miałaby wszystkie inne pod sobą. Rychło jednak się okazało, że na własnej linii nie będą w stanie tego ogarnąć. Zmodyfikowanie fabryki specjalnie pod potrzeby jednej wersji też nie wchodziło w grę. Trzeba więc było zrobić coś, co dziś jest podstawową praktyką, czyli outsourcować projekt. Ale nie zrobiono tego, jak dziś, do jakiegoś azjatyckiego kraju, gdzie będzie taniej. O pomoc zostało poproszone Porsche.

Dlaczego w ogóle Porsche miało zbudować Mercedesa?

To, że linia produkcyjna nie była gotowa, było problemem, który pewnie dałoby się obejść. Takie zmiany sporo by kosztowały, ale udane auto pozwoliłoby je odrobić z nawiązką. Prawdziwy problem leżał gdzie indziej. Otóż inżynierowie Mercedesa już dostali ważniejsze zadanie: w 1989 roku mieli przysiąść fałdów i wymyślić koncepcję dla nowej klasy S. To było zadanie o najwyższym priorytecie i nie było opcji, żeby opóźnić jego realizację albo przesunąć ludzi do pracy na W124. Z drugiej strony – w Mercedesie też wiedzieli, że żadnego z tych dwóch projektów nie można było powierzyć żółtodziobom.

Z drugiej strony sytuacja Porsche wcale nie wyglądała różowo. Choć to mało powiedziane. Projekty nie były szczególnie udane, choć precyzyjnie wykonane, charakterne auta cieszyły koneserów. Jednak fabryka w Stuttgarcie mocno się chwiała. Porsche też niezbyt chciało wypuścić ze swoich objęć inżynierów, którzy stworzyli 911. To ludzie, których później nie byłoby kim zastąpić.

Mamy więc jasną sytuację: Mercedesa, który nie ma możliwości łatwej realizacji swoich planów i bardzo dobrą, renomowaną fabrykę, która jednak z różnych powodów jest w kiepskim stanie – dotarła do takiego miejsca w historii, w którym za dwadzieścia marek zrobi wszystko, nawet przeprojektuje W124. Z tą różnicą, że w grę wchodziło znacznie więcej niż 20 marek.

Co wyszło z tej współpracy?

Porsche W124 od zewnątrz nie różni się dramatycznie od innych wersji – owszem, pewne detale przyciągają wzrok, bo przód auta został poszerzony, żeby poprawić reakcję na kierownicę, na przeprojektowanym zawieszeniu buda wisiała nieco inaczej, ale to wszystko były zmiany, które na oko można było uznać za kosmetyczne. No, zmieniło się trochę wyposażenia, ale tu trzeba odwołać się do bestvin.pl, żeby to odkryć.

Oczywiście nie chodziło o odświeżenie wyglądu. I zawieszenie, i szerszy przód, były dopiero wstępem. Pod maskę włożono bowiem diabelską V8-kę, do której siłą rzeczy trzeba też było dołożyć odpowiednio wzmocnioną skrzynię biegów.

Kiedy projektanci Porsche przysiedli nad projektem, wprowadzili jeszcze parę konstrukcyjnych zmian – po nich już absolutnie nie było opcji, żeby produkcja odbyła się na linii Mercedesa w Sindelfingen, więc zapadła decyzja, żeby W124 500E były budowane w "Reutter-Bau" w Zuffenhausen. Oczywiście ręcznie, bo w tym momencie było to już bardziej Porsche niż Mercedes. Tylko na pewnych etapach produkcja odbywała się w obiekcie Mercedes-Benz, więc poszczególne części były transportowane po kilka razy w obie strony, żeby każda z fabryk mogła dołożyć to, co miała najlepszego. Swoją drogą – ciekawe co raporty carVertical powiedzą na temat miejsca produkcji.